wtorek, 26 czerwca 2018

PRAWDZIWY KELNER.

   Lekko zmęczony, po dwóch dniach pracy 19'sto latek w końcu otwiera drzwi od domu i myśli o tym, że dobrze będzie znów pójść za tydzień do pracy, dlaczego? Przecież ludzie jak wracają do domu chcą odpocząć. Zaparzając kawę pomyślał sobie : "kelner, dlaczego kelner, przecież mam być kucharzem". Wziąwszy kubek z kawą usiadł przed laptopem i zaczął pisać. Pierwsze podejście, drugie, trzecie, no nie napiszę tego. Został zamrożony tekst z tytułem "Komunia okiem kelnera".
   Tydzień później, wracając po kolejnym weekendzie pracy, jeszcze bardziej zmęczony, otworzył drzwi od tego samego domu, zaparzył kawę w tym samym kubku i usiadł przy tym samym laptopie, lecz tekst który tam widniał stracił dla niego sens. Sprawnym ruchem wszystko usunął i zaczął opisywać coś, co było lepsze niż komunia a mianowicie...

   Po posprzątaniu komunii, przyszła po mnie szefowa, aby poinformować mnie, że moja praca na dzień dzisiejszy jest zakończona i muszę się ogarniać, bo autobus niedługo, a na ten autobus musi mnie odwieźć. Po odbytej trasie, zatrzymaliśmy się pod pewnym supermarketem, aby chwilę pogawędzić, bo było jeszcze trochę czasu. Dostałem propozycję przyjścia za tydzień, gdyż miało się odbyć "aa takie tam ognisko". Myślę sobie "e no to jak ognisko, to łatwa robota, a pieniądz wleci". Patrząc po tym, że miałem już parę obsług za sobą, robota kelnera nie wydawała mi się trudna, więc stwierdziłem, że to dobry sposób na dorobienie sobie trochę oszczędności.                                             Pomijając już poranną podróż i rutynę, wszedłem do pensjonatu. Budynek już wydawał mi się znajomy, z wiadomych względów odbytej tu już wcześniej pracy, aczkolwiek nie omieszkam go opisać. Na zewnątrz znajduje się taras, na którym są stoliki, oraz wielka dorożka z żółto pomalowanymi elementami. Wejście do lokalu chronią grube dębowe drzwi, natomiast nad nimi wiszą piękne kolorowe kwiaty. Znajdując się w środku, po lewej stronie widzimy bar, przed którym jest stolik z automatem do kawy. Nad barem wiszą własnoręcznie malowane obrazy i słomiane przyozdobienia, a za samym barem widzimy ozdoby, w postaci szabli, rewolweru i innych staroświeckich przedmiotów. Odchodząc od baru widzimy salę. Podłogę pokrywają piękne kafelki, a środek pokryty jest panelami. Przy wyjściu do ogrodu znajduje się zjawiskowy, ogromny piec kaflowy. Poza budynkiem z salą, znajduje się również malowniczy teren ze stawkiem, oraz altanką, na której również odbywają się imprezy.
   Po rozejrzeniu się, wszedłem głębiej do lokalu i ujrzałem faceta z brodą i w garniturze. Pomyślałem sobie "8 rano, to pewnie jakiś kelner". Gdy podszedłem bliżej, wyczułem ewidentny odór alkoholu, więc byłem wręcz pewien, że to jeden z imprezowiczów. Zapytałem się, czy w czymś pomóc, ale Pan chwiejnym krokiem zaczął kierować się w stronę apartamentów, ale po chwili się zatrzymał, obejrzał po sobie i zapytał się :
- A przepraszam najmocniej, pokój szósty to gdzie znajdę? Bo chyba tam mam nocleg
- Już Pana prowadzę. - Jeszcze nie rozebrany, zaprowadziłem "zgrzanego" Pana do jego lokum. Zagadka po chwili się rozwiązała, a mianowicie spotkałem moją współpracownicę, która wytłumaczyła mi, że ten Pan, to był wierny adorator, który po grubym weselu zawiesił na niej oko. Przebrałem się i wziąłem się za robienie śniadania, ponieważ umówione było, że gości wstawią się na godzinę 10 rano, ale patrząc na to, że się wstawiali do 8, to może być ciężko. Śniadanie zrobiliśmy w stylu Szweckiego stołu, bo tak najwygodniej przy takiej ilości ludzi.
   Godzina 11, zaczynają schodzić pierwsi goście. Przypuszczaliśmy, że skacowani goście zjedzą owe śniadanie, ewentualnie wezmą po piwku i pójdą rozprostować kości. Życie okazało się bardziej okrutne w momencie, gdy zobaczyłem, że przynieśli ze sobą wódkę. Tak więc śniadanie zamieniło się w śniadanio - obiado - kolację. Na takich imprezach najzabawniejsze jest to, że gdy goście są trzeźwi, to jest pełna kulturka, "Panie kelnerze" "Czy mógłbym Pana prosić", a gdy wjeżdża przysłowiowa wóda to już życie toczy się same. W lekkim skrócie, o godzinie 12 Pan młody wraz ze swoimi druhami już śpiewali w niebo głosy. Generalnie bardzo mnie pocieszał fakt, że słuchają tej muzyki co ja, więc pracowało się przyjemniej.
   Jako, że praca sama w sobie jest przyjemna, o ile lubi się kontakt z ludźmi, tak jest parę spraw (jak zawsze), które irytują, a mianowicie. Mamy klienta X, ten o to klient, uczestniczy w jakiejś imprezie i czegoś potrzebuje. Ja cały czas jestem na miejscu, chodzę, kręcę się i widzę, że czegoś ta osoba potrzebuje, ale na tyle się krępuje, że jak uderzam w interakcję to wygląda to mniej więcej tak :
- W czymś pomóc?
- Emm, ekhhym, nie trzeba. - po czym szeroko z zakłopotaniem się uśmiecha. Pomyśleć by można, że skoro powiedział, że nie, to nie, ale ewidentnie widać, że jest problem. Przecież kelner jest właśnie po to, żeby go zawołać, zapytać się, poprosić o pomoc. Dlatego problem polega na wstydliwych gościach, bo ich skrępowanie doprowadza do tego, że sam jestem w kropce, a mi jako kelnerowi, zależy, aby goście mieli wszystko zapewnione i byli zadowoleni. Wracając do tematu, w okolicach obiadowych, sympatyczne towarzystwo z Panem młodym na czele, było już w dobrym humorze. Był jeden problem, który polegał na braku miejsca w zamrażarce, na schłodzenie napojów bogów. Pomyślałem sobie, że wrzucę co mam wrzucić i potrzymam ich z godzinkę, z ciepłym alkoholem. To się na spokojnie schłodzi, a lepiej teraz niż później jak już będzie naprawdę mocna impreza. Fakt faktem działałem troszkę nieświadomie, bo nie wiedziałem, że ta impreza będzie aż tak gruba. Trzeba pamiętać, że niezależnie jaka to jest impreza i w jakim stanie są goście, trzeba na bieżąco chodzić i sprzątać salę, bądź też tarasy. Ktoś powie, że "łeee, przecież oni i tak są pijani, to po cholerę sobie robotę robić". Z tego względu, że jak zawalą się tymi pustymi butelkami, talerzami, szklankami, to ktoś może przypadkiem coś stłuc, a wtedy już w ogóle strata dla lokalu, i naprawdę dodatkowa robota. Poza tym, później jest mniejszy bałagan. Do wieczora impreza mijała monotonnie, ponieważ goście bawili się, ja sprzątałem, zmywałem, polerowałem, taki luz bluz.
   Wieczorem, około godziny 18 przygotowaliśmy w altance jedzenie, takie oczko w stronę gości, że przenosimy imprezę na zewnątrz. Elegancko zastawiliśmy dębowe stoły, już bez obrusów, przynieśliśmy jedzenie, napoje i goście zaczęli się schodzić przy okazji głośno śpiewając. Całe szczęście, że do 21 większość jedzenia było zjedzone, ponieważ większość towarzystwa zaczęła tańczyć na stołach. Zaobserwowałem, że prekursorem tego przedsięwzięcia, był jeden ze świadków, jak się później okazało, bardzo rozrywkowy facet, aż nadto można by pomyśleć. Około godziny 23 zorganizowaliśmy ognisko. Pan młody był już w takim stanie, że za każdym razem jak przynosiłem alkohol, dziękował mi z całego serca, za "barrrrdzo dobrą robotę". Uznałem to za komplement, ale obowiązki wzywały. O północy miałem kończyć pracę, czyli zamknięcie lokalu i posprzątanie. Zanim to nastąpi, musiałem zanieść gościom na altankę cały ich alkohol i jedzenie. Pech chciał, że gdy niosłem karton z piwem, w ogrodzie poślizgnąłem się i zjechałem na plecach z takiej fajnej małej góreczki. Niby się zdarza, ale wyobraźcie sobie jak wyglądała moja biała koszula z błotem i trawą na plecach. Szefowa później dokonała magicznych sztuczek i o dziwo koszula się ledwo, ledwo, doprała.
   Po ogarnięciu życia, około 1 w nocy poszedłem spać. Słyszałem jeszcze w tle śpiewy i krzyki, ale starałem się na to nie zwracać uwagi. Rano altanka wyglądała jak pobojowisko. Kieliszki w ognisku, butelki się walały gdzie popadnie, nawet chleb w stawku pływał (rybki przynajmniej podjadły). Goście, gdy przychodzili na śniadanie, z wielkim zdziwieniem zadawali mi pytania "8 rano, a Pan już na nogach?", odpowiadałem im, że taka praca, ale to miło, że docenili to, że dla nich pracowałem.         Muszę przyznać, że to była ciężka obsługa, ale wbrew pozorom przyjemna, bo mimo, że goście byli pijani, to byli bardzo sympatyczni i kulturalni (w stosunku do personelu). Doceniali "barrrdzo dobrą robotę" i jak na początku myślałem, że tylko dlatego bo są pijani, tak na drugi dzień zrobili to jak byli trzeźwi. Uświadczyło mnie to w przekonaniu, że warto, bo ludzie często nie zwracają uwagi na obsługę lokalu, ale takie przypadki motywują do dalszej pracy.

                                                                   
                                                                 

 
   

9 komentarzy:

  1. Podobno po pijaku komplementy są zawsze prawdziwe, więc tym bardziej gratulację za dobrrrrrą robotę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Si,ę pije się ma przygody....

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami historie kelnerów mrożą krew w żyłach, czasami śmieszą do łez, a czasami budzą współczucie;)) taka praca:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba jedna z najcięższych i najmniej szanownych prac...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety muszę potwierdzić, z biegiem czasu ludzie zaczynają doceniać pracę kelnerów, ale niestety zdarzają się osoby, które nie zwracają na nas nawet uwagi ;)

      Usuń
  5. Podziwiam! Po pierwsze - nie radzę sobie nawet z większa ilością kubków kawy .. Po drugie - to jest naprawdę ciężka praca i trzeba mieć w sobie dużo uporu żeby tam wytrzymać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego są tacki, na jednej tacy potrafię przenieść do 25 kubków + sztućce

      Usuń
  6. Podziwiam za miłość do tak ciężkiej pracy! I anielską cierpliwość. :)

    OdpowiedzUsuń