niedziela, 10 lipca 2016

O tym jak poszedłem na rozmowę o pracę.

 
 Z tego względu, że są wakacje, postanowiłem ruszyć tyłek z domu i poszukać pracy, a tak właściwie, to przez przypadek zobaczyłem ogłoszenie w gazecie.

"Szukam pomocy kuchennej" nagłówek mnie od razu zainteresował, ponieważ uczęszczam do szkoły gastronomicznej, to zawsze jakieś doświadczenie będzie. Wzrok mój również
przykuła data do której jest aktywne to ogłoszenie, czyli do dnia następnego. Trzeba było spiąć poślady i od razu ruszyć do ataku. Trochę mnie to poddrażniło, bo
musiałem opóścić rozwiązywanie dość trudnej krzyżówki na chaśle "Polski minister obrony" na 6 liter zaczynające się na "P" a kończące się na "N". Po czasie
paniki i ogarniania się w domu, dotarłem na miejscę. Z CV w ręku wszedłem do recepcji i zobaczyłem typową panią Grażynkę, która spijając kawę rozwiązywała
chyba tę samą krzyżówkę. Spojrzałem się ze wzrokiem dającym do zrozumienia, że chciałbym się czegoś dowiedzieć.
- Dzień dobry, chciałbym się zapytać o pracę ....
Podniosła wzrok (dopiero), wydawało mi się w tamtym momencie, że dopiero zauważyła, że stoję. Zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu i zaraz wróciła do swoich zajeć.
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć .. - zacząłem jeszcze raz.
- Słucham? - I zrozumiałem, że to będzie rozmowa jak głuchy ze ślepym.
- Widziałem ogłoszenie, że potrzebujecie tu pracowników.
- I co?
- I chciałbym się zapytać o tę pracę.
- To nie u mnie, do szefową z takimi rzeczami.
Powoli już mnie zalewała krew, ale spokojnie, nie takie rozmowy przeprowadzałem w życiu, bywało gorzej, tak więc kontynuowałem.
- W takim razie czy mógłbym się z nią dziś zobaczyć?
- Zara, KAŚKA CHODŹ TU, JAKIŚ BUC CHCE Z SZEFOWĄ. - Spojrzałem się, ale nadal z uśmiechem, żeby nie dać po sobie poznać, że zaraz poleci krzesełko, z dość solidnego
drewna dębowego machniętego trzema warstwami bejcy. Po chwili przyszła pani bląd włosy i zaprosiła mnie do kolejnego pomieszczenia.
- Pan w sprawie pracy?
- Jak najbardziej.
W tym momencie pani chwyciła za telefon i wykręciła magiczny numer. Po chwili rozmowy zwróciła się do mnie :
- Tym korytarzem prosto, następnie w lewo i do gabinetu nr. 4.
Tak więc ruszyłem. Po drodze wyobrażałem sobie, że szefowa to będzie fajna brunetka, a ja wybiorę kategorię "casting" i rozsiądę sie na kanapie. Wszedłem i ujrzałem
Panią w średnim wieku. Wnętrze było urządzone z gracją, lecz skromnie, a ona przypominała mi trochę moją panią profesor ze szkoły, nie podam przedmiotu, bo mnie
namierzą, ale w każdym razie nie wzbudziła we mnie dobrych emocji.
- Witam pana - Podała mi rękę, a ja odwzajemniłem gest. - Rozumiem, że pan przyszedł zapytać się o pracę.
- Naturalnie - Odpowiedziałem i wręczyłem jej swoje CV. Jej wyraz twarzy, w sumie nie określał żadnych emocji, ale to coraz bardziej mnie niepokoiło. Rzuciła okiem
na dokument. Bałem się, żeby nie rzuciła za daleko, bo nie pamiętam kiedy to pisałem i obawiałem się niespodziewanych błędów. W pewnym momencie podniosła wzrok i
zapytała :
- Dlaczego pan przyszedł akurat do nas?
- Bo zobaczyłem ogłoszenie w gazecie.
- A czy wynagrodzenie będzie panu odpowiadało?
- Jeżeli by mi nie odpowiadało, w innym przypadku bym tu nie przyszedł, ale zawsze może pani zaproponować większą stawkę. - Odpowiedziałem jej szczerząc zęby jak by
mi brakowało piątej klepki, albo nawet i czwartej. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy i odłożyła papier na stertę innych papierów. Po wykonanej czynności, splatając
dłonie, powiedziała klasyczne "Zadzwonimy do pana".
     Cóż mogę rzec, minęły dopiero dwa dni, ciekaw jestem co z tego będzie, ale jak to powiedział kiedyś Tadeusz Sznuk "Nie wiem, choć się domyślam"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz