poniedziałek, 2 stycznia 2017

Dzień świąt i pasterka.

  Hejka, na wstępie chciałbym wyjaśnić kwestię wrzucanych postów. Pojawiają się one rzadko, nie dla tego, że mi się nie chce, piszę je, gdy mam do przekazania dobrą treść i jak mam wenę. Nie chcę nic robić na siłę, sami wiecie, na siłę można coś zrobić, ale wychodzi z tego zazwyczaj lipa. Dzisiaj przedstawię wam jak wyglądały moje święta, zapraszam! 

   Może tego nie wiecie, ale jestem w szkole gastronomicznej. Dla mojej rodzinki święta to swego rodzaju "sprawdzenie" mnie. Zawsze coś tam mieszałem w garnkach bo kocham to robić, ale w tym roku moja kochana rodzicielka postawiła mnie przed zadaniem przygotowania dwóch potraw. To nie jest dużo, zwłaszcza, że jedną z nich są uszka. Z nimi nie ma problemu, no bo to może zrobić każdy. Większym wyzwaniem była ryba po grecku, ponieważ robiłem ją pierwszy raz. Receptura i wykonanie niby proste, aczkolwiek trzeba dobrze wyczuć ten smak, a mi się zdarza "machnąć" do potraw ostrej papryki. Postanowiłem, że najpierw się zajmę rybą po grecku. Na początku nie do końca byłem pewny, czy aby na pewno idzie mi dobrze, no bo po co zaglądać do przepisu, przecież to proste. Przełamałem się, machnąłem kontem oka w google, ale wszystko się zgadzało, jest tak jak być powinno, improwizacji ciąg dalszy! Podczas dwu godzinnej sztuki kulinarnej udało mi się uzyskać zamierzony cel, ryba była gotowa, farsz trochę za tłusty, ale surowe jury (tata i brat) stwierdzili, że jest okej, a jak oni tak mówią, to chyba takie jest. Za uszka wziąłem się na drugi dzień, bo jak posprzątałem kuchnię to już było grubo po 10 wieczorem. Najpierw farsz, szybko umyłem i starłem pieczarki, wrzuciłem na patelnię do cebuli, w między czasie ugotowały się jajka na twardo, połączyłem, przyprawiłem i gra. No i teraz ciasto. Ja lubię robić ciasto bo mi chyba to najlepiej wychodzi (sprawne rączki, wiadomo). Woda wcześniej zagotowana wydawała się letnia, przygotowany do łączenia jej z mąką w celu uzyskania ciasta, poprosiłem asystenta (braciaka) do wlania jej do mąki, a ja zacznę formować ciasto. Dokładnie tak, woda była gorąca, wrzątek w sumie. Ale luzik, jakoś dałem radę i się nie poparzyłem, tylko odparzyłem lekko ręce. Ciasto wyszło bella, mięciutkie, takie jak chciałem w każdym razie. Lepienie zajęło mi z półtorej godziny (i tak na wigilii było za mało, norma). Po ocenie organoleptycznej niby też były ok, także pozostało czekać do wigilii. Otóż nie, następnego dnia, (24 grudnia) trzeba było iść po choinkę. Dawno tak nie zmarzłem, w następnym roku kupuję sztuczną i mnie nic nie obchodzi. Ubieranie było dość mozolne, bo jedne światełka były za krótkie i owijały się tylko o połowę choinki, trzeba było kombinować. Po czasie wymyśliliśmy, że powiesimy je przed domem, no bo niestety psuły one naszą inwencję twórczą względem tej choinki.
   24 grudnia, wigilia, do tego dnia nie mam żadnych uwag, bo to jedyny dzień w roku w którym nikt się nie spina, u mnie w rodzince w każdym razie. Towarzyszą wszystkim pozytywne emocje i podziwiamy umyte okna dla Pana Jezusa. U mnie wigilię zaczynamy zawszę tak o 16 i trwa ona tak do 8 wieczorem, no chyba, że ktoś przyjedzie, to dłużej, no bo 13 potrawa wigilijna. Zanim uczta się zacznie, trzeba się podzielić opłatkiem. O dziwo w tym roku nie spotkałem się ze słynnym "nawzajem", może życzenia od serca były, nie wiem, ja takowe składam. Kolacji raczej nie trzeba opisywać, klasyczne wylanie barszczu na obrus, pytanie się o "sympatię", jeszcze poczekają (hehe) i prezenty. Każdy dostał obowiązkowo kosmetyki i dodatki typu słodycze i przepyszne klementynki.
Nadeszła godzina X. Dzwonię do kumpla.
- Najedzony?
- Tak
- Lecimy?
- Tak
- Bądź u mnie za 30min.
- Ok.
Zgadza się, pasterka. Podróż, która kończy się w momencie stania w kościele, wśród ludzi, którzy wypili sporą część alkoholu, ponieważ dzień święty trzeba święcić, ja święty nie byłem i pozwoliłem sobie "chapnąć" co nie co, oczywiście z pełną kulturką, w celu ogrzania się w tę intensywnie ciepłą zimę, którą spokojnie można nazwać jesienią.
   Tyle mam do przekazania w temacie świąt i chciałbym serdecznie podziękować za 2000 odsłon na moim blogu, zrobiliście mi bardzo duży prezent na święta i ja będę się starał wam dawać równie dużo szczęścia w postaci moich historii i przemyśleń. Piona!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz