niedziela, 19 marca 2017

Droga na praktyki.

    Dzień zapowiadał się kiepsko, rano gdy wstałem padał deszcz i kawa nie smakowała tak dobrze jak zwykle. W sumie kawa zawsze nie smakuje rewelacyjnie, chyba, że ktoś lubi posmak tej goryczy. Mam o tyle szczęście, że na praktyki wybrałem się z kumplem, a we dwóch zawsze lepiej niż samemu. Byliśmy umówieni na godzinę 10, więc szybka kalkulacja, dojazd godzinę, znalezienie zakładu prawdopodobnie z 40 minut (no bo po co wcześniej zobaczyć lokalizację).
Dojechałem na dworzec pełen nadziei na szybkie załatwienie formalności. Dzwonię, "Ty, autobus mi nie przyjechał, muszę jechać tym za godzinę". AHA. Poczułem jak krew mi się gotuje i w głowie odpala mi się czajnik, ale spokojnie. Plan był taki, ja znajdę, on dojdzie i będzie cacy. Po chwili namysłu wpadłem na genialny jak na mnie pomysł. Przecież google maps istnieje, zaraz znajdę to miejsce, wyznaczę trasę i reszta pójdzie jak z górki. Wpisuję w wyszukiwarkę "Miejsce moich praktyk Olsztyn". Jak się okazuje droga do celu nie będzie taka prosta. Wyskoczyło mi dziesięć restauracji o podobnych nazwach i weź się teraz domyślaj. Spokojnie, mam adres, wpiszę i na pewno mi znajdzie. No znalazło, miejsce o nazwie w ogóle nie podobnej do miejsca gdzie mam się udać. W pobliżu tego miejsca znalazłem restaurację o nazwie bardziej związanej z moim przyszłym miejscem pracy. Myślę sobie "Jest nadzieja, szybko czmychnę tutaj, a jak nie wypali to najwyżej pójdę w to drugie miejsce". Tak też zrobiłem.
   9:10 Wyruszam z dworca. Przechodząc przez ruchome drzwi, które już ledwo działają, natknąłem się na Pana kierownika, który się mnie pytał czy przypadkiem nie mam poratować ze dwa złote na jakąś bułeczkę czy inny przysmak. No cóż, z ręką na serduszku nie miałem, ale odór z ust, jakby owy pacjent wypił moją wodę po goleniu utwierdziły mnie w przekonaniu, że te dwa złote przeznaczyłby na inne rarytaski. Moja decyzja nie kierowania się komunikacją miejską była dobra, bo w 15 minut pieszo byłem już przy ratuszu, a mp'kiem byłbym co najmniej w połowie tego co przeszedłem.Mapa cały czas robi swoje, deszcz i wiatr też, ale parasolka jakby już była myślami w domu i nie do końca było mi to na rękę.
  9:25 Dotarłem na starówkę, okolicę pełną pubów, barów, restauracji. Teraz muszę dotrzeć do punktu docelowego. W pewnym momencie nawigacja zaczęła mi mówić, że "uuuuu Panie, mi to się w sumie już nie chce i pozacinam się trochę". Zostałem skazany na intuicję i ledwo działający gps, ale dam radę. Dotarłem na miejsce, wchodzę do środka i widzę Panią recepcjonistkę, z oczu jej dobrze patrzy więc zaczynam dialog :
- Witam, ja na praktyki z kolegą byliśmy umówieni
- Hmmm, ach tak, a na którą?
- Na dziesiątą
- Aha, no to jeszcze 20 minut, to proszę spokojnie usiąść i poczekać.
To chyba tu, po chwili przyszedł chyba szef. Już siedzę tak dobre z dziesięć minut, ale nie czuję, żeby coś było w porządku. Wyciągam dokument z adresem i pytam się czy to aby na pewno tu.
"Amm, nie, trafił pan pod zły adres, tam gdzie chce się pan dostać, trzeba iść za ten zamek, przez ten parking i w lewo". No to fajnie, jeszcze tylko sprawdzę godzinę.
  9:40 Wyjście na poprawną (chyba) ścieżkę. W między czasie jestem w kontakcie z kumplem o którym nie można zapominać. "Ty no o 10 to ja dopiero w Olsztynie będę", szykuje się niezła współpraca przez miesiąc, no ale dobra, nie jego wina, damy radę. Będąc już w pobliżu, natrafiłem na skrzyżowanie. "Jestem pewny, że jak pójdę w lewo to trafię w dobre miejsce, ale gps mi pokazuje, żeby iść w prawo". Co zrobiłem? No tak, poszedłem w prawo i zabłądziłem w jakiś uliczkach. Po istnym labiryncie mieszkań ze starymi babciami, które pewnie już zadzwoniły na straż miejską, że "Tu Grażynka zauważyła złodzieja jakiego i ja się boje" dotarłem na miejsce. Budynek duży, ale za to ładny. Widzę wejście do restauracji, ale zamknięte. "No dobra, skoro nie tu, musi być boczne wejście". Obszedłem wokoło budynek i faktycznie znalazłem wejście, ze 3 metry od głównego wejścia. Brawo ja. Na progu zobaczyłem brodatego młodzieńca palącego papierosa. Spojrzał na przemokniętą osobę i zdecydowanie wyglądającą jak po 8 godzinach pracy, a była dopiero 10. Zaciągając się zapytał:
- Na praktyki?
- Na to wygląda...
- Szef jestem - Przedstawił się i wyciągnął rękę
- Piotrek
- A gdzie twój kolega?
- Za chwilę będzie, autobus mu się spóźnił.
- Aha, no to poczekamy na twojego koleżkę i was oprowadzę. - Odparł z uśmiechem na ustach.
Dopalił papierosa i zniknęliśmy we wnętrzu aromatów dań i ważonego piwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz