Tak mi się wydaje, że ta historia
może być niezłym dokończeniem poprzedniej, ponieważ obie są ze
sobą powiązane, powiedziałbym nawet, że połączone. Do dzieła!
Gdy tak wyszedłem na ten asfalt, do celu (czyt."O nocnej
przeprawie przez las") zostało mi około piętnaście minut
drogi. Trasa cholernie się dłużyła i była strasznie nudna, "Nie
ma z kim pogadać, no chyba, że Usain dobiegnie" –
pomyślałem. Mijając pierwszą bramę ośrodku wypoczynkowego
(zmierzałem do drugiej), dostałem telefon od kuzyna :
- Ty słuchaj, dawaj w moją stronę, bo ja już niedaleko jestem, to zapalimy sobie przy okazji. - zarzucił propozycją.
- Ty słuchaj, dawaj w moją stronę, bo ja już niedaleko jestem, to zapalimy sobie przy okazji. - zarzucił propozycją.
- No dobra, a gdzie dokładnie jesteś?
- Przy punkcie A, niedaleko punktu B co kiedyś tam ten z tamtą obok tego.
- Mniej więcej zrozumiałem, bez odbioru – zwinąłem antenę i schowałem radiostację do plecaka.
- Przy punkcie A, niedaleko punktu B co kiedyś tam ten z tamtą obok tego.
- Mniej więcej zrozumiałem, bez odbioru – zwinąłem antenę i schowałem radiostację do plecaka.
"No dobra, będę musiał doliczyć
sobie kolejne 10 minut do podróży". Zbliżając się do
drugiej bramy, dostałem znak na niebie jak Batman, że nie muszę po
niego iść bo jest niedaleko, i ze spokojnym sumieniem mogę
kierować się do Kuby. W sumie to patrząc na te pola, przypomina mi
się ten dzik, nie ważne. Dotarliśmy, kuzyn zadowolony, a ja jak po
wojnie, cały spocony, upierdzielony w trawie, a z włosów wystawały
mi patyki, że zanim je wyciągnąłem, to przez chwilę miałem
obawę, że wymyślą mi niezbyt miłą, ale śmieszną ksywę,
lepiej nie. Weszliśmy do stróżówki, w sumie to bardziej domek, i
jako że kumpel działa bez partnera, domek od czasu do czasu
jest do jego dyspozycji na 24 godziny, (na tym polega praca
ochroniarza), próbowaliśmy się rozgościć, oczywiście bez
żadnego bałaganu, pełna kulturka, wiadomo. Od godziny 23.00 do
godziny 00.59 nic się nie działo, ponieważ wszyscy śpią o tej
godzinie, chodź słychać było imprezowiczów, ale o godzinie 01.00
zaczyna się drugi obchód podczas warty. Wygląda to mniej więcej
tak : Na ośrodku, w poszczególnych miejscach jest poprzyczepiane
sześć punktów (chipów), każdy jest ponumerowany. Strażnik mając
takie specjalne urządzenie, musi robić obchód od punktu do punktu,
przykładając to urządzenie do chipa, klikając guzik, dzięki
czemu jest "pik". Przechodząc do historii. Podczas takiego
obchodu dzieją się najlepsze historie. Byliśmy już przy trzecim
punkcie (droga na plażę), spotkaliśmy pana, około 34 lata, przy
większej masie, łysy, w samych majtkach. Podczas wymiany spojrzeń,
pan nagle się uśmiechnął i nawinął się dialog :
- Ale zajebista woda panowie!
- Tak? Spróbujemy – powiedział Kuba i zaczął się śmiać.
- Tak? Spróbujemy – powiedział Kuba i zaczął się śmiać.
Podczas punktu czwartego (na plaży),
no właśnie, gdzie on jest. Szukaliśmy go dobre naście minut,
niczym zębów po dobrej ustawce, ale na szczęście znaleźliśmy, i
było wymarzone "pik". Reszta trasy przebiegłą bez
żadnych ekscesów, Kuba odniósł magiczne urządzenie ochroniarzowi
w pierwszej bramie i udaliśmy się do stróżówki. Po drodze
mijaliśmy domek sympatycznego pana "morsa", który
oczywiście się nas zapytał czy spróbowaliśmy, ale my
skwitowaliśmy to śmiechem.
Przez resztę nocy nic się nie
działo, i wróciłem do domu (dłuższą drogą, ale
bezpieczniejszą) o czwartej nad ranem. Moim zamierzeniem było
niespanie do wieczora, ale godzinę później już leżałem w łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz