niedziela, 29 maja 2016

O tym jak byłem ochroniarzem.

Tak mi się wydaje, że ta historia może być niezłym dokończeniem poprzedniej, ponieważ obie są ze sobą powiązane, powiedziałbym nawet, że połączone. Do dzieła!

Gdy tak wyszedłem na ten asfalt, do celu (czyt."O nocnej przeprawie przez las") zostało mi około piętnaście minut drogi. Trasa cholernie się dłużyła i była strasznie nudna, "Nie ma z kim pogadać, no chyba, że Usain dobiegnie" – pomyślałem. Mijając pierwszą bramę ośrodku wypoczynkowego (zmierzałem do drugiej), dostałem telefon od kuzyna :
- Ty słuchaj, dawaj w moją stronę, bo ja już niedaleko jestem, to zapalimy sobie przy okazji. - zarzucił propozycją.
    - No dobra, a gdzie dokładnie jesteś?
    - Przy punkcie A, niedaleko punktu B co kiedyś tam ten z tamtą obok tego.
    - Mniej więcej zrozumiałem, bez odbioru – zwinąłem antenę i schowałem radiostację do plecaka.
"No dobra, będę musiał doliczyć sobie kolejne 10 minut do podróży". Zbliżając się do drugiej bramy, dostałem znak na niebie jak Batman, że nie muszę po niego iść bo jest niedaleko, i ze spokojnym sumieniem mogę kierować się do Kuby. W sumie to patrząc na te pola, przypomina mi się ten dzik, nie ważne. Dotarliśmy, kuzyn zadowolony, a ja jak po wojnie, cały spocony, upierdzielony w trawie, a z włosów wystawały mi patyki, że zanim je wyciągnąłem, to przez chwilę miałem obawę, że wymyślą mi niezbyt miłą, ale śmieszną ksywę, lepiej nie. Weszliśmy do stróżówki, w sumie to bardziej domek, i jako że kumpel działa bez partnera, domek od czasu do czasu jest do jego dyspozycji na 24 godziny, (na tym polega praca ochroniarza), próbowaliśmy się rozgościć, oczywiście bez żadnego bałaganu, pełna kulturka, wiadomo. Od godziny 23.00 do godziny 00.59 nic się nie działo, ponieważ wszyscy śpią o tej godzinie, chodź słychać było imprezowiczów, ale o godzinie 01.00 zaczyna się drugi obchód podczas warty. Wygląda to mniej więcej tak : Na ośrodku, w poszczególnych miejscach jest poprzyczepiane sześć punktów (chipów), każdy jest ponumerowany. Strażnik mając takie specjalne urządzenie, musi robić obchód od punktu do punktu, przykładając to urządzenie do chipa, klikając guzik, dzięki czemu jest "pik". Przechodząc do historii. Podczas takiego obchodu dzieją się najlepsze historie. Byliśmy już przy trzecim punkcie (droga na plażę), spotkaliśmy pana, około 34 lata, przy większej masie, łysy, w samych majtkach. Podczas wymiany spojrzeń, pan nagle się uśmiechnął i nawinął się dialog :
- Ale zajebista woda panowie!
- Tak? Spróbujemy – powiedział Kuba i zaczął się śmiać.
Podczas punktu czwartego (na plaży), no właśnie, gdzie on jest. Szukaliśmy go dobre naście minut, niczym zębów po dobrej ustawce, ale na szczęście znaleźliśmy, i było wymarzone "pik". Reszta trasy przebiegłą bez żadnych ekscesów, Kuba odniósł magiczne urządzenie ochroniarzowi w pierwszej bramie i udaliśmy się do stróżówki. Po drodze mijaliśmy domek sympatycznego pana "morsa", który oczywiście się nas zapytał czy spróbowaliśmy, ale my skwitowaliśmy to śmiechem.

Przez resztę nocy nic się nie działo, i wróciłem do domu (dłuższą drogą, ale bezpieczniejszą) o czwartej nad ranem. Moim zamierzeniem było niespanie do wieczora, ale godzinę później już leżałem w łóżku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz